Chodziło też o to, że nawet w przypadku degradacji do I ligi, a co za tym idzie drastycznego zmniejszenia dochodów klubu ze względu na utratę milionów złotych z tytułu praw telewizyjnych, kontrakty nie podlegały renegocjacjom.
- Rzeczywiście dostaliśmy kosztowną, ale dobrą lekcję, którą zapamiętaliśmy. Na pewno takiego błędu w Górniku nikt już nie popełni - komentuje tamte wydarzenia prezes Mueller.
Górnik rachunek za tę lekcję płaci jednak do dziś. Dwóch piłkarzy z najwyższymi umowami, czyli Damian Gorawski i Paweł Strąk - pomimo zesłania do drużyny rezerw, która występuje w klasie B - nadal pobiera kilkudziesięciotysięczne wypłaty i nie wyraża zgody na proponowane przez klub warunki rozwiązania ich kontraktów.
- Klub w związku z ich pozyskaniem poniósł koszty, ale jesteśmy gotowi oddać ich za darmo. To nam się bardziej opłaca niż comiesięczne wypłaty dla Gorawskiego (ma kontrakt do 2011 roku - przyp. red.) czy dla Strąka (do 2013) - nie ukrywa prezes Łukasz Mazur.
Czy przypadki Górnika mogą być pretekstem do dyskusji nad wprowadzeniem w polskiej ekstraklasie tzw. salary cap, a więc limitu sezonowych wydatków na płace dla całej drużyny? Zasady obowiązujące m.in. w hokeju i koszykówce w USA wyrównują szanse drużyn, a co za tym idzie zwiększają atrakcyjność rozgrywek, sprzyjają też zachowaniu zdrowego rozsądku.
W Polsce w ten ostatni można powątpiewać, o czym świadczy milion euro wyłożony za Artura Sobiecha czy roczny kontrakt Euzebiusza Smolarka w wysokości 400.000 euro.
Kilkanaście lat temu pomysł wprowadzenia ograniczeń już się pojawił.
- Moim zdaniem nie ma szans powodzenia. Sądzę, że najbogatsi, walczący o mistrzostwo, nadal będą płacić swoim zawodnikom pod stołem, żeby tylko utrzymać w składzie gwiazdy - mówił mi Krystian Rogala, ówczesny prezes Ruchu Chorzów.
Minęło sporo czasu, a podobne oba-wy nie minęły. - Ustalając pensje piłkarzom musimy oprzeć się na zdrowym podejściu. Salary cap doprowadziłby do powstania wielkiej szarej strefy. Kto chce, ten da, i znajdzie na to jakiś sposób - twierdzi Michael Mueller, nieświadomie powtarzając słowa działającego przecież w diametralnie innej rzeczywistości Rogali.
A więc jednak rozsądek, bo na uczciwość w polskim futbolu nie ma co liczyć? - Najpierw trzeba mieć stadion, na który przyjdą tłumy kibiców, aby w godnych warunkach oglądać mecze. A potem zbudować drużynę gwiazd, taką, na którą klub stać, żeby ci kibice mieli na kogo przychodzić. Odwrotne działania są bardzo ryzykowne i mogą się kończyć kłopotami. Albo nauczką taką, jak nasza - podsumowuje temat Michael Mueller.
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?