Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Michał Komar: A może powinny powstać orliki biblioteczne? [rozmowa Naszemiasto.pl]

Zuzanna Wierus (aip)
Michał Komar, rozmowa: "A może powinny powstać orliki biblioteczne?"
Michał Komar, rozmowa: "A może powinny powstać orliki biblioteczne?" Bartek Syta
"Nauka czytania nie zaczyna się od przymusu naukowego czy zawodowego, ale od pięknej przygody. Od bycia piratem, od unoszenia się na parasolu razem z guwernantką czy też od misia, który przybył z Peru, siedzi na stacji Paddington w Londynie" - mówi Michał Komar, scenarzysta i publicysta.

Według ostatnio opublikowanych statystyk aż 10 mln Polaków nie ma w domu ani jednej książki. Jak Pan sądzi, skąd tak niechlubny wynik?

Niektórzy twierdzą, że to wina internetu albo ogromnej liczby kanałów telewizyjnych, które zajmują nam czas i nie pozwalają na czytanie. Inni uważają, że jest to kwestia ceny książek, które rzekomo są bardzo drogie. A ja mam nieco inny punkt widzenia. Mianowicie - w połowie lat 90. przeprowadzono w całej Europie badania dotyczące analfabetyzmu funkcjonalnego. Czyli tego, że potrafimy pisać i czytać, ale nie rozumiemy tego, co przeczytaliśmy. Badania te pokazały, że ponad 60 proc. Polaków nie potrafi przeczytać ze zrozumieniem instrukcji obsługi żelazka. To był sygnał alarmowy, który został przyjęty - jak widać - z pewną obojętnością. A przecież tego typu zjawiska mają charakter spirali pędzącej ku dołowi. Dochodzi do spotęgowanego powielenia nawyków czy też braku nawyków. W tym przypadku nawyku czytania. Widzimy, że można jakoś żyć, utrzymać się, być szczęśliwym i spełnionym, nie rozumiejąc podstawowych tekstów. Żyjąc w ten sposób, przekazujemy tę tradycję swoim następcom, czyli dzieciom. Innymi słowy problem zaczyna się już w domu rodzinnym. Ale jest także szkoła. W codziennej pracy mam do czynienia z absolwentami - pewna część z nich ma kłopoty z czytaniem. Oczywiście potrafią czytać, ale po prostu nie rozumieją treści czytanego tekstu. Ani rodzice, ani nauczyciele nie pokazują dzieciom, że czytanie może być piękną przygodą. Nauka czytania nie zaczyna się od przymusu naukowego czy zawodowego, ale od pięknej przygody. Od bycia piratem, od unoszenia się na parasolu razem z guwernantką czy też od misia, który przybył z Peru, siedzi na stacji Paddington w Londynie i nie wie, co ma z sobą począć. Trudno się więc dziwić, że tak właśnie wygląda czytelnictwo w naszym kraju, skoro nikt tych młodych ludzi w latach 90. nie zachęcił do przeżywania takich przygód. To były zresztą bardzo trudne czasy, już wtedy rozpoczął się proces przemodelowania wzorca sukcesu.

Czyli pęd ku wiedzy zmienił się raczej w pęd ku karierze?
Pęd ku karierze często bywa tożsamy z pędem ku wiedzy. Natomiast pojawiła się tendencja do rozdzielania tych dwóch wartości. A skoro można zrobić karierę, popisując się niewiedzą na Pudelku... Proszę zwrócić uwagę, że jakieś dwa, trzy lata temu wszyscy liczący się politycy mówili o innowacyjności. O tym, że musimy postawić na innowacyjność. To słowo nagle przestało być modne. Czym jest innowacyjność? To to samo, co pomysłowość. Czytanie poszerza horyzonty, zwiększa kreatywność, często pomaga nam wpaść na jakiś pomysł. Ale słowo "innowacyjność" umarło, dziś już nikt go nie używa, ponieważ nasze dyskusje na tematy fundamentalne bardzo często mają charakter iluminacyjny. Doznajemy iluminacji, a chwilę później ona mija i pojawia się inne słowo. Ale teraz przejdźmy na poziom praktyki. Zamiast narzekać...

Chyba nie pozostało nam już nic innego niż narzekanie.
Nie, powinniśmy pomyśleć o rozwiązaniu. Widzi pani... Polska ma wielkie doświadczenie w walce z analfabetyzmem. Na przełomie lat 40. i 50. dzięki masowej, państwowej akcji zlikwidowano analfabetyzm wśród tych pokoleń, które nie uczyły się w trakcie wojny. I dało się to zrobić. Oczywiście po roku 1989, po zmianie ustrojowej, znalazło się kilku baranów, którzy twierdzili, że to był spisek komunistyczny, który miał zmusić ludzi do czytania tekstów propagandowych. Barany nie wiedziały, że ta akcja była przeprowadzana przez przedwojennych nauczycieli. Była w znacznej mierze oparta na metodach wypracowanych przed wojną przez Macierz Szkolną. Jak się tego nie wiedziało, można było mówić, co ślina na język przyniesie. Spora część książek wydawanych w Polsce to tłumaczenia, które są często robione, delikatnie mówiąc, lewą ręką

W dzisiejszych czasach z ust autorytetów można usłyszeć, że spadek czytelnictwa to żaden problem. Mowa tu choćby o pisarzu Szczepanie Twardochu, któremu na spotkaniach z czytelnikami zdarzało się deklarować, że czytanie jest przereklamowane.
Jeszcze w latach 90. politycy twierdzili, że niski poziom czytelnictwa nie jest problemem. Wynikało to prawdopodobnie z tego, że oni mieli książki w domach i ich to kompletnie nie obchodziło. Myślę, że podobnie jest z panem Twardochem. Zanim jednak zaproponuję rozwiązanie, zadajmy sobie pytanie. Ile osób spośród tych 10 mln, które nie mają ani jednej książki, zasiada we władzach lokalnych?

Czytaj też: Marta Frej: „Jestem ateistką, feministką, mam nadwagę i nieślubne dziecko” [rozmowa NaM]

Boję się o tym myśleć.
Samorządy lokalne odpowiadają przecież za biblioteki. One nie tylko decydują o bibliotecznych budżetach, lecz także - przez swoje działanie - odpowiadają za obecny stan rzeczy. Mamy tutaj do czynienia ze świadomą polityką, dążącą do ograniczenia działalności bibliotek. Coraz więcej bibliotek jest zamykanych. Sporo jeżdżę po kraju, często widuję nowo wybudowane boiska, tak zwane orliki. Tam grają wszyscy - zarówno dorośli, jak i dzieci. Ja bym proponował...

... orliki biblioteczne?
Tak jest. Nie musimy wymyślać nowych wzorców, wystarczy ściągnąć je z Francji, Niemiec czy Anglii. Znam taką maleńką, podlondyńską bibliotekę, która ma pokaźny zbiór książek oraz salę komputerową i salę dla dzieci. W godzinach porannych przychodzą tam mamy z małymi dziećmi. Mamy czytają, a dzieci bawią się w tym czasie z nauczycielkami. W ten sposób dzieci cztero- czy pięcioletnie oswajają się z literami i z czytaniem. Można. Jak się tylko chce. Polskie prawo nieuchronnie prowadzi do zamknięcia bibliotek lokalnych i przeniesienia ich obowiązków na biblioteki szkolne. Jest jeszcze jedna ważna kwestia - pochodzenie książek. Mamy ogromny spór w środowisku księgarsko-wydawniczym dotyczący reguł stanowienia cen. Należałoby to poważnie przedyskutować. Tu znowu nie trzeba wymyślać oryginalnych polskich wzorców. Popatrzmy na rynek francuski, niemiecki czy angielski. Przypatrzmy im się dokładnie i zadajmy sobie pytanie, czy wprowadzenie podobnego systemu jest możliwe u nas. Jest jeszcze jedna kwestia - ceny książek. Gdyby pani porównała średnią cenę książki do średniej płacy w 1970 r. i teraz, okazałoby się, że byłyby bardzo podobne. Wydaje nam się, że książki są bardzo drogie, choć nie jest to prawdą. To oznacza, że zmienił się kierunek strumienia popytu. I że należałoby ten popyt na książki zbudować w sposób właściwy dla promocji innych produktów.

Czyli jak?
Podam pani śmieszny przykład. Dobrych kilkanaście lat temu rozmawiałem z pewnym bardzo ważnym prezesem bardzo ważnego medium, który w swojej stacji ogłosił letnią obniżkę cen reklam papieru toaletowego i mydła. Umówiłem się z nim i zadałem mu pytanie, czy obniżyłby także cenę reklamy książek. On się zmieszał i powiedział, że nie. Papier toaletowy i mydło są w porządku, ale książka już niekoniecznie. W soboty oglądam czasem w pierwszym kanale telewizji francuskiej program poświęcony kulturze. W prime-time, w czasie największej oglądalności. Pojawiają się w nim gwiazdy: aktorzy, wybitni pisarze, piosenkarze czy tancerze. Najpierw tańczą i śpiewają, a potem zbierają się i rozmawiają o książkach.

Obawiam się, że w Polsce trudno byłoby znaleźć celebrytę, który czyta i chciałby się tym pochwalić...
No to wyhodujmy sobie takiego! Wszystko można zrobić. Wystarczy tylko tego chcieć. Polskie prawo nieuchronnie prowadzi do zamknięcia małych bibliotek. Zastąpią je te w szkołach

Ale w takim razie kto tego nie chce? Czasem słyszy się o teorii spiskowej, która mówi, że to rządzący robią wszystko, żeby ograniczyć nam dostęp do książek. Wiadomo - gorzej wyedukowani ludzie łatwiej dają sobą manipulować.
Załóżmy, że to prawda. I przyjmijmy w takim razie model rewolty: Chcecie nas tak urządzić?! To my się nie damy! Proszę bardzo. Przyjmijmy taką tezę. Albo jeszcze inną, która powinna przekonać rządzących. Pewien rosyjski ekonomista polskiego pochodzenia Strumilin, czy jak pani woli - Strumiłło, ogłosił na początku XX wieku pracę, w której udowadniał, że pracownik, który czyta książki, charakteryzuje się wyższą wydajnością niż ten, który książek nie czyta.

Najmniej czytają podobno rolnicy i emeryci...
Z tego należy wysnuć taki wniosek - dlaczego by w końcu nie zrobić wielkiej sieci uniwersytetów trzeciego wieku? Może nawet nie na poziomie uniwersyteckim. Dać szansę poznawania świata tym starszym ludziom, którzy niekiedy nie mają co ze sobą zrobić. To jest możliwe do zrobienia. W tym może pomóc promocja medialna. Nie czytelnictwa w ogóle, bo to abstrakcja, ale konkretnych książek. Podam pani przykład. Rok 2014 był rokiem Stanisława Dygata. Świetnego pisarza. Jak pani myśli, w których mediach pojawiła się choćby wzmianka o jego twórczości?

Rzeczywiście, trudno było zauważyć jakieś szczególne obchody.
Był program Janusza Zaorskiego w Trójce oraz adaptacja "Disneylandu" w Drugim Programie Polskiego Radia, stare przedstawienie. Teatr Polskiego Radia nie ma pieniędzy, to prawda. Ale gdybym był elementem sprawczym, zrobiłbym wszystko, żeby te pieniądze zaraz się znalazły. Marzy mi się nowa sztuka z młodymi aktorami, dzięki którym można by zainteresować młodych ludzi twórczością tego wspaniałego pisarza.

Czytaj też: Klaudia Podkalicka baletki zamieniła na samochód rajdowy [rozmowa NaM]

I przy okazji zainteresować nim młodych polskich aktorów, którzy mogliby opowiadać o jego książkach, podobnie jak aktorzy we francuskiej telewizji...
Właśnie tak! Tymczasem pieniądze na kulturę często rozchodzą się w powietrzu. Samo nic się nie zrobi. Bardzo bym chciał, żeby wszystko się samo zrobiło. Ale samo - to się nie da. Dlatego ciągle jestem optymistą. Wierzę, że znajdzie się jakieś ciało polityczne, które wystąpi z pomysłem orlików umysłowych dla ludzi w rozmaitych kategoriach wiekowych. Dla dzieci, młodych rodziców, dla dojrzałych i dla młodzieży. Wszystko jest do zrobienia i myślę, że nie potrzeba na to jakichś gigantycznych nakładów pieniędzy. Ponad 6 milionów Polaków nie przeczytało w 2014 roku ani jednej książki, a 10 milionów nie posiada żadnej w domu - tak wynika z raportu Biblioteki Narodowej na temat stanu czytelnictwa Polaków za miniony rok.

Czy spadek czytelnictwa nie wiąże się trochę z niskim poziomem książek wydawanych w Polsce?
To jest bardzo szczegółowa sprawa, związana zarówno z poziomem edytorskim, poziomem tłumaczeń. Spora część książek wydawanych w Polsce to tłumaczenia, które są często robione, delikatnie mówiąc, lewą ręką. Są niejednolite stylistycznie, mocno odbiegają od oryginału. Popatrzmy też, co się dzieje z fachem księgarskim.

Małe wydawnictwa upadają, a rynek zdominowały wydawnicze giganty.
Tak, tak samo jest z księgarniami.

Do wyboru mamy już w zasadzie tylko sieciowe...
No właśnie. Komu się chce jechać kilkanaście kilometrów do najbliższej księgarni? To wymaga wysiłku. Czy tak jest na całym świecie? Nie. Dobre księgarnie latami są w tym samym miejscu. Władze miast o to dbają, stosując się do regulacji prawnych. W Polsce takich regulacji - o ile wiem - nie ma. W Polsce można zlikwidować księgarnię poprzez podniesienie czynszu. A przecież podatki z obrotu mogłyby zrównoważyć ten zysk. Im bardziej zagłębiamy się w temat, tym robi się ciaśniej i mniej przyjemnie. Przykro! Ale ja wciąż nie tracę nadziei.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto