Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Michał Kozok: obieżyświat z Żor, który mieszka w Australii. Zwiedził już 133 kraje świata! [ZDJĘCIA]

Katarzyna Śleziona-Kołek
Michał Kozok: obieżyświat z Żor... Pochodzący z Żor Michał Kozok zwiedził już ponad 100 krajów na całym świecie. Obecnie mieszka na stałe w Australii i nadal bez podróżowania nie wyobraża sobie życia. Polskę przeszedł pieszo z południa na północ, Amerykę Południową przemierzył bez użycia silnika, Europę przejechał rowerem, a Azję, Australię, Afrykę i obie Ameryki przeciął z jednego krańca na drugi bez użycia samolotu. Zdjęcia: archiwum prywatne

Michał Kozok: obieżyświat z Żor, który mieszka w Australii. Zwiedził już 133 kraje świata!

Podróżowanie, to moja nieuleczalna choroba

Michał Kozok zmaga się z nieuleczalną chorobą, którą jest... podróżowanie. Mimo że ma tylko 40 lat, to już zwiedził – jak wyliczył – 133 krajów na całym świecie. Gdy tylko dostał paszport, uzbierał parę groszy podczas wielu prac dorywczych, zaczął swoje wojaże.

- Kiedy zaczęło się moje podróżowanie? Nie pamiętam, ale z pewnością od zawsze interesowało mnie to, co będzie za zakrętem. Nawet w grach komputerowych chciałem wyjechać samochodem wyścigowym poza tory, aby zobaczyć co jest dalej. Najpierw były piesze wędrówki po górach, potem podróże rowerem, coraz dalej, po Polsce była Czechosłowacja i powoli Europa, Azja, potem już cały świat – mówi Michał Kozok, podróżnik z Żor, który na stałe mieszka w Australii. Ma 40 lat i pracuje w Sydney jako marketing manager w collegu i sprzedawca w sklepie outdorowym. Żorzanin nadal chętnie wraca do swojego rodzinnego miasta – do Żor, gdzie kiedyś mieszkał na osiedlu Księcia Władysława.

Stał się obywatelem świata przez jeden ze swoich zagranicznych wyjazdów – podróż prowadziła przez Australię. Wyjazd spowodował, że osiadł tu na stałe i zaczął coraz więcej... podróżować. - Podróż na Antypody była na początku abstrakcją, też ze względu na finanse, ale udało się pojechać. Po dziewięciu latach na obczyźnie dostałem status stałego pobytu. W Australii ukończyłem studia o specjalności turystyka i informatyka – była to wtedy praktycznie jedyna droga, aby móc tu mieszkać i pracować – mówi podróżnik.

Wciąż są miejsca, które chciałbym odkryć

Wciąż są dla niego miejsca, gdzie chętnie by wrócił lub poznał od podszewki. - Europa jest tak duża i jest wiele tu jeszcze do zobaczenia. Z pozycji kilkudniowego turysty, chciałbym poczuć smak życia codziennego w danym regionie. Na poznanie całej Azji braknie mi z pewnością życia. W Chinach mieszkałem blisko rok. Afryki też nie sposób do końca zrozumieć. Jest unikatowa. Spędziłem tam 10 miesięcy - niby wiele – bo byłem w 30 krajach i wychodzi 10 dni na kraj – ale to zdecydowanie za mało. Ameryki Północnej poznałem tylko wycinek. Lepiej czuję klimat Ameryki Południowej. Raz zaliczyłem tu półroczny wypad autostopem i publicznymi środkami transportu, a ostatnio blisko rok przemierzałem ten kontynent bez silnika. Wielkim plusem podróży po Amerykach i Europie jest fakt, ze prawie wszędzie porozumiewałem się bez problemu - a to zbliża do ludzi. Z kolei do Antarktydy jeszcze nie zawitałem – dodaje Michał Kozok, który podczas swoich podróży przeżył wiele niesamowitych przygód, i tych radosnych, i tych mrożących krew w żyłach.

- Gdy byłem w Afganistanie, moja podróż poślubna została zmącona przez strzały Talibów. Było dużo stresu. Podobnie było kiedyś w Gwinei podczas wojny domowej. Noc była najbardziej nerwowym przebudzeniem w Afryce. Obudziły mnie śpiewy żołnierskie - grube męskie głosy dziesiątek biegnących wojaków. W głowie szumiały mi wspomnienia filmu „Hotel Ruanda”, jak i sceny z książek Kapuścińskiego dotyczące krwawych walk międzyplemiennych. Na szczęście była to tylko forma demonstracji siły – wspomina nasz podróżnik, któremu zdarzało się też spać w wielu osobliwych miejscach.

Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco z informacjami!

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Spałem w koparce, między ogniskami...

- Spałem już w koparce, która chroniła od wiatru, między dwoma ogniskami w obawie przed dingo, w opuszczonym autobusie, na posterunku policji w obawie przed napadem w Wenezueli – wylicza nasz obieżyświat, któremu zdarzało się też jeść lokalne potrawy i smakować dziwnych trunków.
- Raczej nie należę do osób rozkoszujących się dziwnymi potrawami. Zwykle one nie smakują. Myślę, że najbardziej oryginalną potrawą, jaką jadłem, były smażone cykady. Byłem wtedy gościem specjalnym kierownictwa uniwersytetu w Chinach, gdzie pracowałem. Pomógł toast wysokoprocentowym trunkiem. Wmówiłem sobie jeszcze, że jem smażone chipsy. Jednak moja psychika zorientowała się, że przecież chipsy nie mają skrzydełek, które ciężko żuje się między zębami – wspomina Kozok.

Podróżnik pamięta też udział w ceremonii kavy (pieprzu metystynowym) na melanezyjskich wyspach Vanuatu. - Jest to religijne, socjalne i kulturowe spotkanie mężczyzn połączone z piciem wywaru z korzenia kavy. Nie jest to alkohol, ale ma podobne działanie. Kava może być przyrządzana tylko przez kawalerów, a proces ten jest nieco skomplikowany. Najgorszy dla nas był fakt, że chłopcy przeżuwają korzenie i spluwają taki wywar z powrotem. Wolałem tego nie oglądać. Przyszliśmy na Nakamal - plac spotkań, podeszliśmy do wywaru, wzięliśmy swoje kokosowe łupinki, stanęliśmy w stronę wschodu, po czym wypiliśmy ten gorzki wywar o kolorze i smaku błota. Zdrętwiał mi trochę język, poszumiało w głowie, ale nic poza tym, gdyż dokładki nie było. Kava z wyspy Tanna uważana jest za jedną z najmocniejszych – dodaje podróżnik, który zaznał wiele gościnności podczas swoich podróży. - Bardzo gościnni są mieszkańcy afrykańskiego Tonga i Irańczycy. Świetnie było też w Argentynie, na Alasce, a zresztą cała Polinezja i Melanezja: Fiji, Vanuatu, Tahiti były rewelacyjne, jak również Azja Środkowa, czyli postradzieckie stany. Do gustu nie przypadła mi Kuba, podobnie jak Peru – wylicza pan Michał.

Podróż w głąb siebie

Co dają mu podróże? - Moim nadrzędnym celem podczas wyjazdu jest podróż sama w sobie, codzienne przemieszczanie się i poznawanie zwykłego życia miejscowych oraz zobaczenie majestatycznych cudów natury. Muzea, kościoły, ruiny traktuję jako uzupełnienie wiedzy i urozmaicenie wyprawy. W miarę możliwości staram się unikać popularnych turystycznych szlaków i komercyjnych wycieczek, idąc zwykle własnymi ścieżkami, chociaż często zobaczenie jakieś atrakcji wiąże się z wejściem w skomercjalizowany świat. Wyznaczony punkt początkowy i końcowy wyprawy, to tylko punkty na mapie. W rzeczywistości wszystko to, co ma największy sens w podróżowaniu, jest niewymierne – są to uczucia radości, satysfakcji, szczęścia, zachwytu, czasami są negatywne, tak dla równowagi, jak to w życiu bywa – dodaje Kozok, którego zdaniem – aby podróżować po całym świecie, nie trzeba być wcale bogatym.

- Podróżuję bardzo tanio - autostopem, lokalnymi środkami transportu, śpiąc w namiocie, hamaku, u ludzi lub w najtańszych hotelikach. Jeszcze nie tak dawno – parę lat temu, kiedy chodziłem na prelekcje podróżnicze w Klubie Globtrotera w Krakowie, z zazdrością wpatrywałem się w prezentowane slajdy, marząc o dalekich eskapadach, nie wierząc jednak w to, że mogą one stać się dla mnie realne. Barierą była oczywiście kwestia finansowa. Dopiero ludzie, dzieląc się swoimi doświadczeniami, uzmysłowili mi, że tak naprawdę można tanio podróżować. Rozpocząłem gromadzić książki, przeglądać internet, chodzić na spotkania na temat interesujących mnie krajów i planowałem drogę, a potem budżet. Wszystko robiłem z pasją, więc nie odczułem trudu organizacyjnego. Jak się czegoś bardzo chce, to nie jest aż tak trudno to osiągnąć – podkreśla pan Michał zgodnie z wyczytanym w książce Remigiusza Mielcarka hasłem: „lepiej poznasz kraj, im więcej poznasz ludzi”. - Świat jest zbyt interesujący i ciekawy, aby go nie odkrywać. Trzeba tylko zrobić pierwszy krok. Potem to się już jakoś potoczy – dodaje pan Michał, który jest także zafascynowany pustyniami.

Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco z informacjami!

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Jestem zafascynowany pustyniami

- To ogromny ocean piasku, szum wiatru i pustka. Nie ma też drzew, rzek, domów, niczego. Tak zwykle wygląda pierwszy kontakt z pustynią. Niektórych to przeraża, widzą bezmiar dewastacyjnej potęgi natury, niedostępnej, która nie pozwala się ujarzmić. Ludzie boją się pustyni. Inni widzą piękno przyrody, jej niepowtarzalność, nadzwyczajność, oryginalność. Pustynia im się podoba. Ja widzę i doceniam oba te aspekty, gdyż cały sens pustyni polega na nierozłącznym przenikaniu i współdziałaniu tej przerażającej i zarazem pięknej natury. Jestem zachwycony pustynią. Ma ona różne oblicza. Kiedyś marzłem na wyjałowionej mongolskiej Gobi, innym razem smażyłem się na kamienistej mauretańskiej Saharze, czy też brnąłem przez szarość ilastej pustyni w Iranie. Podziwiałem surowość chilijskiej Atacamy, jak i biel słonej boliwijskiej Uyuni. Cudowne były noce na nigeryjskiej Tenere, jak i bezpośredni kontakt piasków i oceanu w Namib. Zawsze tam pojawiały się we mnie niesamowite emocje i czułem siłę ciągnącą mnie w jej środek – wspomina Michał Kozok, który w swoim życiu miał już... 60 pracodawców i pracował na 39 stanowiskach.

- Statystycznie w Australii średnia krajowa wynosi 17 pracodawców do czasu przejścia na emeryturę, wiec mieszczę się w standardach. W Australii pracę można rzucić bez problemu, a po powrocie łatwo znaleźć nową lub wrócić do dawnej, bo pracodawcom zależy na dobrym pracowniku. Trudniej jest z pracą na etacie, ale od czego są bezpłatne urlopy. Jeśli ktoś ma zakodowane, że pracuje po to, żeby żyć, a nie żyć po to, żeby pracować, to nie ma z tym problemu. To po prostu kwestia priorytetów życiowych – dodaje pan Michał, który na początku podczas studiów z powodu braku znajomości języków obcych i braku wiary w swoje możliwości, zaczynał od pracy w kuchni. Poza tym był też budowlańcem, kucharzem, patroszaczem kurczaków, mechanikiem, zbieraczem truskawek, kierownikiem sklepu, niańką, czy nauczycielem języka angielskiego.

Kolejne podróże przede mną

Jakie podróże przed nim? - Chwilowo zadowalam się krótkimi wypadami - na Fiji czy Samoa. To głównie ze względu na malutkie dziecko. Poza tym po każdej dłuższej podróży fajnie jest odetchnąć na jakiś czas codziennością. Poza tym w wolnych chwilach planuję swoją wielką przeprawę bez silnika przez Australię. Niestety bez wielkich pieniędzy cała logistyka jest na mojej głowie, toteż progres w przygotowaniach jest mozolny – mówi Michał Kozok.

Warto dodać, że Michał Kozok jest autorem książki „Siłami natury, czyli bez silnika przez Amerykę Południową” - publikacja jest dostępna w żorskich księgarniach i na stronie wydawnictwa Sorus w cenie 34.90 PLN (plus koszt przesyłki).

Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco z informacjami!

O podróżniku czytaj też w Tygodniku Żory Nasze Miasto, piątkowym dodatku do "Dziennika Zachodniego" - 1 kwietnia!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zory.naszemiasto.pl Nasze Miasto