Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Za co Andrzej Rozpłochowski tak bardzo nienawidzi Wałęsy?

Teresa Semik
Październik 1980 roku, katowicki Spodek. Od lewej: Andrzej Rozpłochowski, Lech Wałęsa, Kazimierz Świtoń. - Kiedy pozdrawialiśmy ludzi wspólnym wzniesieniem rąk w górę, 
Wałęsa obcesowo nie podjął mojej, podanej mu dłoni, ściskając jedynie rękę Świtonia. Odczułem to z przykrością jako publiczny afront - mówi  Rozpłochowski
Październik 1980 roku, katowicki Spodek. Od lewej: Andrzej Rozpłochowski, Lech Wałęsa, Kazimierz Świtoń. - Kiedy pozdrawialiśmy ludzi wspólnym wzniesieniem rąk w górę, Wałęsa obcesowo nie podjął mojej, podanej mu dłoni, ściskając jedynie rękę Świtonia. Odczułem to z przykrością jako publiczny afront - mówi Rozpłochowski reprodukcja z książki Andrzeja Rozpłochowskiego pt.: "Postawią Ci szubienicę"
Wałęsa walczył ze mną na łamach związku, a nie walczył z komunistami. On jest powodem mojej emigracji - żali się Andrzej Rozpłochowski, przywódca strajku w Hucie Katowice w 1980 r. i pisze swoją historię Solidarności. Za co tak bardzo nienawidzi Wałęsy? - pyta Teresa Semik

Tytuł pierwszego tomu wspomnień Andrzeja Rozpłochowskiego "Postawią ci szubienicę..." też nawiązuje do słów Lecha Wałęsy. Gdy w marcu 1980 r. Rozpłochowski domagał się od niego zwołania posiedzenia kierownictwa Solidarności, Wałęsa w rozmowie telefonicznej miał mu powiedzieć: - Nie rób się wodzem, bo przyjadę i zwołam wiec na stadionie w Chorzowie. Wtedy zobaczymy, kogo ludzie posłuchają. Postawią ci szubienicę, a mnie tron. Ciebie powieszą, a mnie będą wielbili.

Wałęsa dodał, że żartuje, ale to i tak nie zmieniło złego nastawienia Rozpłochowskiego do przywódcy Solidarności. W swojej książce nie napisał ani jednego pozytywnego zdania o Wałęsie, a pisze o sierpniowych strajkach 1980 roku, o wykuwaniu się nowego związku zawodowego. Postronny czytelnik może odnieść wrażenie, że Wałęsa był niemal takim samym wrogiem Polski, jak znienawidzeni przez Rozpłochowskiego komuniści.

- Każdy z nas mógłby napisać swoją prawdę o początkach Solidarności z wszystkimi dobrymi i złymi emocjami. Czy to jednak będzie prawda o tamtych czasach? - wątpi Grzegorz Stawski, sygnatariusz Porozumień Jastrzębskich, przyjaciel Rozpłochowskiego. - Andrzej wyemigrował ze swoimi emocjami do Ameryki, tam je konserwował, a potem przelał na papier. Jest to jego historia Solidarności.

W dodatku jest to historia podlana żalem, a nawet goryczą.

- Spotykam się z tym zarzutem, ale ja tylko uczciwie opisuję tamte wydarzenia tak, jak je przeżywałem - tłumaczy Rozpłochowski. - A to, że moje wspomnienia obalają mit Wałęsy, jego legendę, mam do tego prawo.

Wałęsa według Rozpłochowskiego to "zły dyktator", przez niego "reżimowi udało się przetrącić kręgosłup Solidarności", bo po prowokacji bydgoskiej pertraktował z władzą, a nie z nią walczył, zachowywał się pasywnie, z czymś nie zdążył, na jakiś list nie odpowiedział. A nawet trawestując słowa Lenina uznał go za "pożytecznego idiotę", bo szukał kompromisów z komunistami.

Na spotkaniu autorskim w Katowicach Rozpłochowski dodał: - Lech Wałęsa dostał od Boga i Polaków wszystkie pawie pióra. Jest człowiekiem małego formatu. On jest powodem, że wyjechałem z kraju. Wałęsa walczył ze mną na łamach związku, a nie walczył z komunistami.

Andrzej Rozpłochowski niewątpliwie współtworzył Solidarność po sierpniowych strajkach i pozostanie częścią tej historii. Niespełna 30-letni maszynista lokomotywy spalinowej z dnia na dzień stał się przywódcą czegoś nieprzewidywalnego.

- Do obiadu 28 sierpnia 1980 roku byłem jednym z 30 tys. pracowników Huty Katowice. 30 sierpnia obaliliśmy pierwszego przewodniczącego komitetu strajkowego Marka Fabrego, bo tylko markował rozmowy z dyrekcją - wspomina. To wtedy zdecydował, że będą wyrąbywać nową Polskę dopóki się da, bez kalkulacji politycznych.

- Działaliśmy jak rewolucjoniści w transie - dodaje.

- Andrzej był przywódcą nieprzewidywalnym, ale ta cecha jego charakteru sprawdzała się wówczas w walce. Prostolinijny, odważny, mówił, co myślał - przypomina bliski współpracownik Zbigniew Kupisiewicz.

Takie też są wspomnienia "Postawią ci szubienicę...". Rozpłochowski pisze, co myśli, a z tych myśli wynika, że drugim wrogiem, który mu stawiał kłody pod nogi, był Kazimierz Świtoń, pomysłodawca wolnych związków w PRL-u. "Świtoń kierował się chęcią zastąpienia mnie na stanowisku szefa MKZ", (Międzyzakładowej Komisji Założycielskiej Katowice, struktury związkowej zanim powstała NSZZ Solidarność).

- Nie tylko mnie chciał pozbawić władzy, ale cały zarząd MKZ - wyjaśnia Rozpłochowski. - Działał rozbijacko. Bezpieka nim manipulowała przeciwko mnie, wiem to z akt IPN-u.

Świtoń nie pojawił się na promocji jego książki, nie udziela się publicznie. Natomiast Tadeusz Jedynak, kolejny sygnatariusz Porozumień Jastrzębskich, przestrzega, by nie ufać bezgranicznie aktom bezpieki. Wiele informacji jest dodanych, o czym sam się przekonał. Jest natomiast pewien, że nikt nie napisze za nich historii Solidarności. - Potrzebne są rzetelne relacje, aby nie było, że "ktoś coś chciał zrobić, nie zrobił, ale uwierzył, że zrobił".

Rozpłochowski nie oszczędza działaczy pierwszej Solidarności w Jastrzębiu-Zdroju. Gdy w 1980 roku proponował im współpracę, oni ponoć prawie na niego histerycznie wrzeszczeli, aby sobie za dużo nie pozwalać, bo ludzie im donoszą, że w lasach widzieli sowiecki e czołgi i wojska.

- Miałem wrażenie, że jestem w domu wariatów - relacjonuje Rozpłochowski.

Grzegorz Stawski z Jastrzębia protestuje.

- Każdy skupiał się na swojej pracy, nie wiem, o co Andrzejowi chodzi. Różniliśmy się nie tylko temperamentem, ale także tym, że nasza idea Solidarności była pluralistyczna.

MKZ Katowice był niewątpliwie inny, bardziej niepodległościowy. - Władza bała się naszej bezpardonowej linii - przypomina Jadwiga Chmielowska, działaczka związkowa Huty Katowice i chwali książkę Rozpłochowskiego.

- Wiedziałem, że w komunistycznym systemie żadna niezależna organizacja nie ma racji bytu - wyjaśnia autor. - Nie należy więc podejmować żadnych małych kroków, bo one są na rękę komunistom. Trzeba wydrzeć władzy, co się da, a jak ludzie poznają smak wolności - już jej nie oddadzą.

To on rzucił hasło, że z władzami partyjnymi nie będą prowadzić rozmów w Hucie Katowice, a bezpieka zapisała w jego aktach: "... w swoich koncepcjach politycznych stwierdził, że Solidarność powinna (...) zmierzać do wprowadzenia w kraju systemu wielopartyjnego, do ograniczenia roli PZPR i w konsekwencji winna doprowadzić do zmiany ustroju i oderwania Polski od państw obozu socjalistycznego". Bezpieka próbowała go zniszczyć, wyeliminować z władz związku, m.in. rozsyłając na jego temat wulgarne, pornograficzne fotomontaże.

W książce "Postawią ci szubienicę..." Rozpłochowski sam przypomina o ubeckiej przeszłości swojego ojca. W 1980 roku dowiedział się o niej z ulotek kolportowanych w całym kraju. Miały formę listu gończego rzekomo wydanego przez Solidarność Stoczni Gdańskiej - poszukiwano chorążego Edwarda Rozpłochowskiego, w latach 50. pracownika bezpieki.

- Na podstawie archiwów IPN wiem, że mój ojciec był pracownikiem UB. Krótko, ale był - pisze we wspomnieniach. - Ojcze, co ty zepsułeś, ja swoim życiem staram się naprawić.

To, czego Rozpłochowski doświadczył od Służby Bezpieczeństwa (donosiła na niego do SB nawet własna żona), złamać mogłoby niejednego twardziela. On wytrwał. Czy wygrała także jego koncepcja walki z systemem? Tego się nie dowiemy.

Obserwatora pierwszej Solidarności, jeśli nawet był sojusznikiem zmian, mógł zatrważać ostry język Rozpłochowskiego i dążenie do konfrontacji z władzą za wszelką cenę. "Nawiedzony" - mówiono o nim. Nie stawiała na niego inteligencja, bo miała dość przywództwa klasy robotniczej. Ludzie pamiętający wydarzenia w Poznaniu 1956 roku, Gdańsku 1970, na Węgrzech i Czechosłowacji zwyczajnie bali się tej konfrontacji.

Rozpłochowski nie bierze tego pod uwagę, choć przyznaje, że "Droga odważnej i politycznej konfrontacji z reżimem doprowadzić mogła co najwyżej do tak nieuniknionej konfrontacji stanu wojennego. Jednak związek na własne życzenie, dzięki działaniom w nim sił ugodowych i agenturalnych, wszedł w stan wojenny skrajnie osłabiony i sfrustrowany". Gdyby wszedł silny, to poszlibyśmy na czołgi? Żyjemy w kraju, w którym każdy ma prawo do wolnych, a nawet bardzo wolnych poglądów. Nie znaczy, że ma wyłącznie rację.

Rozpłochowski wyjechał na emigrację w styczniu 1988 roku, kiedy już planowano rozmowy opozycji z rządzącą partią, które doprowadziły do okrągłego stołu w 1989 roku. Dlaczego wyjechał tak późno i winą za ten wyjazd obarcza Wałęsę?

- Zostawiłem Polskę z powodu choroby żony - tłumaczy. Wrócił dopiero w 2010 roku, bo w kryzysie, który dotknął Amerykę, stracił dorobek życia. Wtedy pozostała droga do Polski, choć nie do takiej, o jaką walczył. Powtarza, że trzecią RP zbudowali "solidarnie szczęśliwi komuniści, pogrobowcy PRL-u oraz oczarowany własną misją układ ugodowo-agenturalny", a więc wolną Polskę zawdzięczamy głównie partii i bezpiece.

Rozpłochowski sprawdzał się w czasach walki. Czy jest także na czas pokoju? Nie wiemy, bo nie miał okazji się wykazać.

- Jestem człowiekiem szczęśliwym - zapewnia. Bez powodzenia wystartował w 2010 roku z ramienia PiS na radnego wojewódzkiego. Odrzucił propozycję startowania do Senatu z PSL oraz Unii Prezydentów. Koncentruje się na tworzeniu Stowarzyszenia Pamięci Porozumień Katowickich z 10 września 1980 roku oraz Fundacji Myśli Konserwatywnej im. Ronalda Reagana.

- Niech Wałęsa się na ciebie wkurzy, to znów zaczniesz działać - mówi Jacek Jagiełka, współpracownik z Huty Katowice.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto