"Z domu..." to niezależny, krótkometrażowy dokument przybliżający historię "Aktion Saybusch". Operacja ta przeprowadzona była przez wojska niemieckie i hitlerowską policję w czasie okupacji Polski. Odpowiedzialny był za nią Erich von dem Bach-Zelewski, zwany później "Katem Warszawy". Akcja polegała na wysiedleniu od 20 do 50 tys. mieszkańców powiatu żywieckiego na tereny Generalnego Gubernatorstwa i wprowadzeniu na ich miejsce osadników niemieckich.
- Jeśli jest mowa o wysiedleniach, to przede wszystkim w kontekście Zamojszczyzny, a wysiedlenia na Żywiecczyźnie są gdzieś z boku - mówi w dyskusji po premierowym pokazie "Z domu..." Szymon J. Wróbel. - Chcemy, aby film był przyczynkiem do dyskusji o wysiedleniach na Żywiecczyźnie, bo to tutaj się one rozpoczęły, ale jest także oddaniem hołdu osobom, które ich doświadczyły - podkreśla autor dokumentu.
W produkcji pokazana została historia Jana Suchonia, który wraz ze swoimi rodzicami oraz trójką rodzeństwa musiał wyjechać z Jeleśni, kiedy miał sześć lat. Swoimi przeżyciami dzieli się z kilkuletnim chłopcem, który pyta o wydarzenia sprzed ponad 75 lat.
- Pokazaliśmy jedną historię, ale w głowach mamy tysiące podobnych - podkreśla reżyser i scenarzysta "Z domu..."
Chociaż w dokumencie nie wykorzystano praktycznie żadnych archiwalnych zdjęć, to opowieść głównego bohatera przeplatana jest obrazami retrospekcji, co wzmacnia przekaz.
- Film dla mnie bardzo ciekawy, bo łączy elementy filmu faktów i filmu fikcji - mówi Paweł Duda, krytyk filmowy, który prowadzi środowe spotkania w ramach Dyskusyjnego Klubu Filmowego w kinie Janosik. - Film jest zrobiony bardzo konsekwentnie, co jest rzadkością w dzisiejszym kinie, a czymś czego ja szukam. Wielkie gratulacje dla twórcy - komplementował produkcję. - Ten film może spodobać się współczesnemu odbiorcy, ale nie jest on łatwy w odbiorze - zaznaczył Paweł Duda. Dodał, że to film o subiektywizacji spojrzenia na rzeczywistość, ale z drugiej strony jest historią głęboko osadzoną w faktach historycznych. O faktach, o których dziś, także na Żywiecczyźnie, nie zawsze się pamięta.
- To jest jakiś pomnik, dla ludzi którzy doświadczyli wysiedleń - przyznaje główny bohater filmu Jan Suchoń. Czy ten film to dobry pomysł na pielęgnowanie pamięci i świadomości historycznej? - Wszystko zależy o tego, jak zostanie wykorzystany, czy zajmie miejsce w sejfie w muzeum i na tym koniec, czy będzie dalej pokazywany - mówi bohater filmu "Z domu..." Zgodził się on opowiedzieć swoją historię, ale podkreśla, że wcale nie było to takie łatwe. - Wątpliwości były, bo afiszowanie i pokazywanie się, to nie jest w moim stylu - mówi Jan Suchoń.
Twórcy filmu podkreślają, że film jest nie tylko opowieścią o dramacie jaki przeżyli mieszkańcy Żywiecczyzny, ale także o aktualnej do dnia dzisiejszego metaforze domu, jako miejsca, w którym czujemy się najbezpieczniej, miejsca, za którym się tęskni, do którego chce się wracać. Film zwraca również uwagę, że temat opuszczania domów z różnych przyczyn aktualny jest również dzisiaj. Dlatego na koniec filmu widz nie tylko słyszy głos narratora, który mówi o Aktion Saybusch, ale także o współczesnym problemie opuszczania domu przez ludzi na świecie.
Film "Z domu..." będzie można zobaczyć w kinie Janosik jeszcze 15 września o godz. 19.15.
Błysk i cekiny czyli gwiazdy w Cannes
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?