Żory: Ministerstwo Śledzia i Wódki otwiera lokal
Po Gryfnej Lamie kolejny lokal w Żorach postanowił się otworzyć pomimo rządowych obostrzeń związanych z pandemią koronawirusa. W piątek (26.02) klienci będą mogli odwiedzić Ministerstwo Śledzia i Wódki w centrum miasta. Właścicielka tłumaczy, że została do tego zmuszona trudną sytuacją finansową. Jest pod ścianą.
- Nie mam za co żyć. Jesteśmy zamknięci od października bez żadnych perspektyw. Na rozwój lub czarną godzinę odłożone miałam 100 tysięcy złotych. Pozostało mi 15 złotych. Moja działalność jest stosunkowo nowa. Nie mam szans na kredyt. Sama mam już długi. Zapożyczam się u rodziny i znajomych, żeby wszystkiego nie stracić. Nie mam innego wyjścia, muszę otworzyć lokal i zacząć zarabiać - mówi Aleksandra Tlatlik, przedsiębiorczyni z Żor.
Nasza rozmówczyni tłumaczy, że gdyby nawet poszła do innej pracy, to nie jest w stanie utrzymać tego wszystkiego, na co pracowała w ostatnich latach. Koszty miesięczne utrzymania lokalu to 15-20 tysięcy złotych.
- Specyfika mojego lokalu nie pozwala na prowadzenie działalności na wynos. Dlatego od prawie pół roku nic nie zarabiamy. Po ogłoszeniu lockdownu przez pierwsze trzy tygodnie próbowaliśmy sprzedawać dania na wynos. To nie zdało egzaminu, przynosiło same straty. Konkurencja na rynku jest spora, a trudno przysłowiowym śledzikiem wygrać z pizzą czy innym zestawem obiadowym. Serwujemy przekąski. Alkoholu też nie można dowozić do klienta - dodaje pani Aleksandra.
Bez pomocy państwa
A co z pomocą państwa? Lokal nie załapał się nawet na złotówkę. Słyszymy, że w kość dał już pierwszy lockdown, a pomimo otwarcia przez lato nie udało się nawet pokryć tamtych strat.
- Ludzie mniej wychodzili z domów. Były też wakacje, a więc wyjeżdżali. Tak naprawdę z tamtego długu popadliśmy w jeszcze większy. Cały czas należy opłacać czynsz, media, samochód. Nawet płacimy za śmieci, choć ich nie produkujemy od kilku miesięcy. Ja też muszę z czegoś żyć - słyszymy.
Jeszcze przed pandemią koronawirusa i lockdownem lokal zatrudniał 5 osób. Wszyscy na szczęście znaleźli zatrudnienie gdzieś indziej, pomogła też w tym właścicielka Ministerstwa Śledzia i Wódki. Liczyła, że to na pewien czas, że potem wszyscy sprawdzeni i wyszkoleni wrócą.
- Ile można czekać? To nie jest poważne, brakuje konsekwencji w działaniach rządu. W sklepach nikt nie liczy klientów, a w kościołach wiernych. Dlaczego tylko branża gastronomiczna ma ponosić konsekwencje tego wszystkiego? Lokale spokojnie mogłyby działać w pewnym reżimie sanitarnym - wskazuje pani Aleksandra.
Ministerstwo się otwiera
Ministerstwo Śledzia i Wódki otworzy się w piątek (26.02) o godz. 18. Klienci będą mogli zamawiać napoje i przekąski, usiąść przy stolikach. Do środka wejdzie ograniczona liczba osób, co ma zapewnić zachowanie dystansu. Klienci na wejściu będą dezynfekować dłonie. Punktów dezynfekcji w lokalu będzie więcej. Przed zajęciem miejsca konieczne będzie założenie maseczki. Same stoliki też ma dzielić dystans.
Nasza rozmówczyni stoi na stanowisku, że zamknięcie branży gastronomicznej jest niezgodne z prawem, bo działalność gospodarczą zapewnia Konstytucja RP.
- Nie może też być tak, że jedni działają, a inni nie mogą. Nawet otwarto kasyna. Nie ukrywam, na początku bałam się otwierać, trzęsły się ręce. Jednak otrzymałam wsparcie ze strony przedsiębiorców, którzy już się otworzyli. Wspiera mnie Strajk Przedsiębiorców. Wyroki sądów wobec kar nakładanych na otwarte lokale też nie pozostawiają złudzeń, że to wszystko jest nielegalne. To nie jest stan klęski żywiołowej. Jestem świadoma swoich praw - słyszymy.
Podkreśla, że przede wszystkim chce normalnie i legalnie pracować i zarabiać.
Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?