Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Drzewo runęło na samochód małżeństwa z Żor. Było własnością miasta, ale to nie chce wypłacić odszkodowania. Dopuściło się zaniedbań?

Piotr Chrobok
Piotr Chrobok
Rzeczoznawca ocenił, że po upadku drzewa na samochód, auto państwa Goraus nadaje się wyłącznie do kasacji.
Rzeczoznawca ocenił, że po upadku drzewa na samochód, auto państwa Goraus nadaje się wyłącznie do kasacji. arc.
Gdy pan Grzegorz parkował samochód, w którym oprócz niego przebywała jeszcze jego 2,5-letnia córka Basia nie spodziewał się, że za moment na jego auto powali się ogromne drzewo. Szczęście w nieszczęściu nikt nie odniósł obrażeń. Zniszczone auto nadaje się jednak tylko do kasacji. Ponieważ drzewo było własnością miasta, to ono powinno wypłacić ubezpieczenie. Ubezpieczyciel z którym umowę podpisały władze Żor twierdzi jednak, że nie ma ku temu podstaw, a państwo Goraus dopatrują się w działaniach miasta wielu nieścisłości.

Potężne drzewo runęło na samochód małżeństwa z Żor. Było własnością miasta, ale to nie chce wypłacić odszkodowania. Dopuściło się zaniedbań?

Ostatni dzień wakacji z rozrzewnieniem zazwyczaj wspominają uczniowie, dla których to graniczna data powrotu do szkoły. 31 sierpnia stał się jednak też datą, której z pamięci nie potrafią wyrzucić państwo Goraus, małżeństwo z Żor. To miał być dzień jak każdy inny. Wszystko przebiegało według utartego schematu. Praca, dom, dzieci w przedszkolu... I to właśnie na przedszkolnym parkingu omal nie doszło do tragedii.

Na osobowego forda pana Grzegorza runęło potężne drzewo. Gdy upadało, w samochodzie oprócz niego była jeszcze jego 2,5-letnia córka, Basia. Upadek drzewa zarejestrowały zamontowane w pobliżu kamery monitoringu. Na zapisach wideo widać, jak to przy niemal bezwietrznej pogodzie "kładzie się" na auto.

Ogromny huk walącego się drzewa "wywołał" z pobliskiego kompleksu, w którym oprócz przedszkola znajduje się między innymi salon kosmetyczny niemal wszystkie znajdujące się w nim osoby.

- Zaraz po zdarzeniu pojawili się ludzie pracujący w budynku usługowym: opiekunki przedszkola, pracownicy salonu fryzjerskiego oraz ludzie z zewnątrz - mówi pan Grzegorz. Wszyscy byli zgodni co do jednego: to cud, że nic nikomu się nie stało.

Auto zostało zniszczone niemalże doszczętnie. Na szczęście ani pan Grzegorz ani jego córka nie odnieśli obrażeń. Wówczas wydawało się, że sprawę łatwo uda się załatwić. Ubezpieczyciel miał ocenić szkodę - którą ostatecznie uznał za szkodę całkowitą i określił ją na kwotę 18,5 tysiąca złotych.

Rosnące przy ulicy Stodolnej drzewo jest własnością miasta, dlatego to ubezpieczyciel, z którym umowę zawiązały władze Żor (ubezpieczalnia COMPENSA) miał wypłacić państwu Goraus należne im pieniądze. Tymczasem, po dziś dzień na konto żorzan nie wpłynęła ani złotówka. Dlaczego?

- Ubezpieczalnia COMPENSA odmówiła wypłaty odszkodowania twierdząc, że nie ma ku temu podstaw - tłumaczą państwo Katarzyna i Grzegorz Goraus.

Sami czują się tym faktem wzburzeni. Jak zauważają miasto, dopuściło się wielu zaniedbań, a teraz nie chce ponieść odpowiedzialności. W mocnych słowach żorskie małżeństwo zarzuca miastu fałszowanie i zatajanie informacji mających na celu rozwiązanie sporu.

Chodzi między innymi o kwestię zgłoszenia przycięcia drzewa. Prośba o jego pielęgnację miała wpłynąć do magistratu już na kilka lat przed feralnym ostatnim dniem sierpnia.

- Bardzo proszę o regularne sprzątanie liści z ulicy Nowej (przy Kościele Ewangelickim). Pozostawione liście nie dość, że zaśmiecają mój teren to są również przyczyną zatykania rynien na mojej posesji - zwrócił się wówczas z prośbą do władz miasta właściciel posesji na której znajduje się przedszkole, załączając zdjęcie powalonego kilka lat później drzewa z dodatkową prośbą o jego przycięcie.

Jak zaznaczają pani Katarzyna i pan Grzegorz, po wysłaniu pisma do Urzędu Miasta, drzewo zostało przycięte i już wtedy musiały być widoczne pierwsze oznaki jego pogarszającego się stanu.

W magistracie twierdzą jednak, że żadnego pisma dotyczącego drzewa nie dostali. - Wydział Infrastruktury Miejskiej, komórka odpowiedzialna za utrzymanie drzewostanu w mieście nie posiada żadnych dokumentów potwierdzających, że właściciel sąsiedniej nieruchomości zgłaszał zły stan drzewa. Co za tym idzie, nie ma możliwości sprawdzenia co zostało w tej sprawie ustalone - wyjaśnia Adrian Lubszczyk, naczelnik Wydziału Promocji, Kultury i Sportu Urzędu Miasta w Żorach.

Rzeczoznawca ocenił, że po upadku drzewa na samochód, auto państwa Goraus nadaje się wyłącznie do kasacji.

Drzewo runęło na samochód małżeństwa z Żor. Było własnością ...

Państwo Goraus są zdania, że to dobitny na to, iż miasto nie panuje nad tym, co dzieje się z drzewami w mieście. - Miasto potwierdza, że nie przeprowadza badań dendrologicznych i fitosanitarnych drzewa, które uszkodziło mój samochód - zauważa pan Grzegorz, zwracając uwagę, że to zaniedbanie, z którego miasto zobowiązane jest się wywiązać na podstawie obowiązujących przepisów prawnych, ustawy o ochronie przyrody.

Miasto odpiera te zarzuty i stoi na stanowisku, że zawsze traktuje wszystkie zgłoszenia mieszkańców, w tym te dotyczące drzew poważnie.

- Wydział Infrastruktury Miejskiej reaguje na każdą interwencję mieszkańców, niezależnie od tego czy przekazana została na piśmie czy też telefonicznie lub mailowo - tłumaczy Adrian Lubszczyk z żorskiego magistratu i dodaje, że drzewa jako żywe organizmy nie zawsze pozwalają na prawidłowe oszacowanie ich stanu fitosanitarnego bez szczegółowych badań i analiz.

- Nawet stabilne i zdrowe drzewa pod wpływem skrajnych warunków atmosferycznych lub innych wyjątkowych czynników mogą stwarzać niebezpieczeństwo w swoim otoczeniu - zaznacza Lubszczyk, podkreślając, że drzewa przy ul. Stodolnej (małżeństwo mówi jeszcze o co najmniej dwóch, których stan ma być równie zły, co już powalonego - przyp. red) zostaną poddane inwentaryzacji mającej na celu określenie stanu zdrowotnego drzewostanu.

Ta miała już się zakończyć. Jak mówi nam pani Katarzyna, drzewa miały zostać oznaczone i najprawdopodobniej zostaną przeznaczone do pielęgnacji lub wycinki.

W toku wciąż jest za to sprawa państwa Goraus, którzy przyznają, że tracą już do niej siły. Jak mówią, ich uszkodzony samochód od końca sierpnia nieruszony stoi w garażu. To jednak najmniejszy kłopot w tej sytuacji. U córki, która była w aucie, gdy runęło drzewo zauważyli uszczerbek na zdrowiu.

- Od dnia wypadku Basia przestała przesypiać noce. Budzi się niejednokrotnie z płaczem i nie potrafi powiedzieć, czy coś jej się śniło - wyjaśnia pani Katarzyna, która przyznaje, że córka czasem wspomina traumatyczne przeżycie.

Opieszałość miasta w sprawie państwa Goraus sprawiła, że małżeństwo z Żor zdecydowało się poczynić radykalne kroki i wejść na ścieżkę prawną.

- Jesteśmy zmuszeni wystąpić na drogę postępowania sądowego zarówno z powództwa karnego jak i cywilnego - wskazują żorzanie, przyznając, że sprawa trafiła już do prokuratury.

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zory.naszemiasto.pl Nasze Miasto