Głównym bohaterem całego zamieszania był 40-letni mieszkaniec Żor, który chciał się zabić. Około godziny 14 zadzwonił na komendę policji powiadomić o swoich zamiarach. - Mężczyzna powiedział nam, że siedzi na drzewie przy ulicy Bocznej na Kleszczówce i zamierza z niego skoczyć. Na miejsce wysłaliśmy nasz patrol i negocjatorów z Katowic - mówi st. asp. Kamila Siedlarz, rzeczniczka żorskiej policji.
Po czterech godzinach udało się go przekonać, aby zszedł na dół.
Jak się okazało, identyczny scenariusz miało wydarzenie z 24 marca br. - Ten sam mężczyzna chciał skoczyć z drzewa przy ulicy Fabrycznej, ale negocjatorzy przekonali go, by tego nie zrobił - dodaje Siedlarz.
Na tym jednak było koniec podobieństw. W ten poniedziałek, ok. godz. 18 pod eskortą policji 40-latek był przewożony karetką do szpitala psychiatrycznego. W pewnej chwili karetka się jednak zatrzymałam, a mężczyzna wybiegł z pojazdu. W pościg za nim ruszyli policjanci.
Żorzanin jednak był szybszy. Przeskoczył ogrodzenie stacji transformatorowej i wspiął się na słup. Funkcjonariusze próbowali go powstrzymać, ale ich działania skończyły się fiaskiem.
Nagle nastąpił a eksplozja. 40-latek został porażony prądem o natężeniu 110000 V. Poszła iskra z kabla i mężczyzna momentalnie zaczął się palić od pasa w dół. Był jednak cały czas przytomny. Z obrażeniami poparzenia nóg został przewieziony do żorskiego szpitala, potem do siemianowickiej oparzeniówki.
Żorzanie są w szoku. - Jak policjanci nie potrafili upilnować tego mężczyzny. To był chory człowiek. Powinno się dokładnie zbadać to wydarzenie - mówi Gabriel Bronicki, mieszkaniec Kleszczówki.
Kto jest winny całej tej sytuacji? Komentuj na bieżąco na: zory.naszemiasto.pl
META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?