18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Robert Greń: Żorski Anioł, który pomaga ludziom starszym, niepełnosprawnym

Katarzyna Śleziona
Robert Greń, nasz żorski Anioł, który kiedyś nawet trochę latał...
Robert Greń, nasz żorski Anioł, który kiedyś nawet trochę latał... Katarzyna Śleziona
Anioły żyją na ziemi. Jeden z nich mieszka w Żorach. To Robert Greń z Kleszczówki. Ma 72 lata i od trzech dekad pomaga dzieciom, ludziom starszym, niepełnosprawnym. Robi zakupy, sprząta, pomaga i nic za to nie chce. Prawdziwy anioł, który w młodości nawet trochę latał...

To nasz Anioł. Zawsze nam pomaga i nie zapomina o naszych urodzinach i Świętach. Dlatego czujemy, że na pana Roberta w każdej chwili możemy liczyć - mówi nam anonimowo jeden z niepełnosprawnych mieszkańców Żor, któremu od 30 lat pomaga Robert Greń.

Dlaczego pan Robert zdecydował się wspierać mieszkańców bezinteresownie? - Zacząłem opiekować się ludźmi w 1982 roku, kiedy wróciłem z więzienia. Byłem internowany. Wtedy postanowiłem służyć ludziom. Czułem taką wewnętrzną potrzebę, że muszę dawać coś z siebie osobom potrzebującym. Tak jest do dzisiaj - mówi pan Robert.
Pierwszą osobą, którą spotkał na swojej drodze, była pani Foltyn, mieszkanka ul. Dworcowej. - Któregoś dnia szedłem ulicą i postanowiłem, że wejdę do domku przy torach. Coś mnie tam skierowało. Wszedłem do środka i zobaczyłem kobietę. Zapytałem, czy nie potrzebuje pomocy. A ona odpowiedziała: "Synku, ty mi z nieba spadłeś. Ja od trzech dni nie jadłam" - wspomina pan Robert. Jak się okazało, sąsiad kobiety wyjechał, ale nie przyniósł jej chleba. - Kobieta dała mi pieniądze, żebym kupił jej coś do jedzenia. Byłem zupełnie obcym człowiekiem, ale ta pani mi zaufała. Po chwili wróciłem z chlebem, masłem, mąką - dodaje pan Robert.

Tak rozpoczęła się praca dobroczynna pana Roberta, która trwa już 30 lat. - Potem była pani Jurczykowa z Armii Czerwonej. Kobieta była na rencie. Wcześniej pracowała w hucie, ale oślepła. Zaprowadzałem ją do kościoła. Przywoziłem jej drzewo i węgiel. Na Szczejkowickiej pożyczałem konia, wypożyczałem wózek i rozwoziłem drzewo do niej i też do innych ludzi. Ta kobieta traktowała mnie jak syna. Mimo że nie widziała, to robiła przepyszne placki ziemniaczane. Zmarła w 1993 roku. Zrobiłem jej pogrzeb, podobnie jak wielu innym mieszkańcom, którymi się opiekowałem - mówi pan Robert.

W latach 1985-1995 pan Greń pomógł ok. 20 osobom. Był wtedy tzw. społecznym opiekunem miasta Żory. Specjalną legitymację otrzymał nawet od prezydenta. - Dzięki temu, że mnie internowali przenieśli mnie w ZWUS-ie z kuźni do kotłowni. Byłem szczęśliwy, że mnie tam dali. Pracowałem w nocy, a potem za dnia mogłem pomagać. Trochę się przespałem, a potem chodziłem od jednego do drugiego dziadka. Ludzie z opieki społecznej mnie znali i podpowiadali, kto potrzebuje pomocy. Poświęcałem się, to zawsze dodawało mi skrzydeł - mówi pan Robert.

Nie sposób zliczyć, ilu dokładnie osobom do dziś pomógł. Wspierał też rodziny wielodzietne z terenu Żor i z sąsiednich miast, sam w domu z żoną gotował obiady, a potem zanosił je potrzebującym. Raz nawet pojechał do Katowic, aby zdobyć dofinansowanie do zakupu wózka elektrycznego dla pana Norberta z 700-lecia, chorego na stwardnienie rozsiane.

Od lat jeździ też np. do dwóch braci inwalidów - Jana i Andrzeja, dawnych górników z Pniówka, którzy teraz cierpią na zanik mięśni. Potrafi być u nich przez miesiąc i dzień w dzień zajmować się chorymi - sprzątać im dom, gotować, pomagać w codziennej toalecie. To chwila wytchnienia dla siostry braci, która może zrobić sobie krótkie wakacje od pomocy braciom. Dziś pan Robert pomaga na co dzień m.in. staruszkowi z ul. Pszczyńskiej i panu Henrykowi z ul. Ogrodowej, który jeździ na wózku inwalidzkim.

Greń mógł być "pierwszym Małyszem". Pochodzi z Wisły. Szkołę zawodową ukończył jako kowal. Przyjechał do pracy do Żor, bo jego ojciec nie chciał, żeby skakał na nartach. - Byłem dobry w te "klocki", ale ojca musiałem słuchać. Teraz chcę pomagać ludziom aż do śmierci, póki starczy sił - mówi Greń. KAKA

Wkrótce na naszym portalu zory.naszemiasto.pl przeczytasz o wspomnieniach z internowania pana Roberta.

Polub nas na Facebooku

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak przygotować się do rozmowy o pracę?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zory.naszemiasto.pl Nasze Miasto