Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szymon Pruciak: Wyprawa życia do Chin

Katarzyna Śleziona
"Niebiańskie Jezioro" w Chinach
"Niebiańskie Jezioro" w Chinach Archiwum prywatne
Szymon Pruciak: Wyprawa życia do Chin. - Na granicy było jak w obozie koncentracyjnym, jedliśmy smażone karaluchy, węże. Musieliśmy kląć po rosyjsku, krzyczeć na strażników... Poznaliśmy fantastyczych ludzi i przywieźliśmy mnóstwo zdjęć i 250 godzin filmu" - wspomina podróż do Chin pochodzący z Żor, Szymon Pruciak. FOTO: Archiwum prywatne

Szymon Pruciak

: Wyprawa życia do Chin

Pochodzący z Żor Szymon Pruciak, fotografik, wykładowca komunikacji wizualnej na Uniwersytecie Sztuk Twórczych w Rochester w Anglii (University for the Creative Arts: UCA), wyruszył w podróż życia do Chin. Z dwójką przyjaciół przebył trasę E40, najdłuższą drogę w Europie z zachodu na wschód (i vice versa), liczącą prawie 10 tys. km. Podróż była projektem badawczym, który wsparło Ministerstwo Kultury w Anglii, Uniwersytet Sztuk Twórczych w Rochester (UCA), Londyński Uniwersytet Sztuki (UAL) i Organizacja Narodów Zjednoczonych. Z wyprawy pan Szymon wraz z ekipa E40 przywiózł 150 godzin filmów, 250 zdjęć analogowych i 5 tys. zdjęć cyfrowych.

Jak to się wszystko zaczęło? - W styczniu tego roku podczas seminariów na temat rzeźby w ujęciu współczesnym na moim angielskim uniwersytecie z artystką Helen Kirwan, profesor sztuki i filozofii współczesnej zaczęliśmy rozmawiać o naszych wspólnych zainteresowaniach. Ona pierwsza powiedziała o trasie E40. Uznałem, że warto taki projekt stworzyć razem i wybrać się w podróż. W wyprawę wyruszył z nami serdeczny przyjaciel architekt Jarosław Karpik, który studiuje w Glasgow – wspomina Szymon Pruciak.

W podróż wyruszyli 13 lipca samochodem BMW X5, podrasowanym na warunki off-roadowe, z magnesami przyklejonymi do auta z nazwą projektu. Celem projektu było eksploracja fenomenologii podróży w odniesieniu do przemieszczania się w czasie i przestrzeni. Ekipa filmowała i fotografowała wszystko to, co działo się w obrębie trasy E40, która biegnie przez Francję, Belgię, Niemcy, Polskę, Ukrainę, Rosję, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan i kończy się w północnej części Kazachstanu na granicy z Chinami.

Jak wyglądało filmowanie?
- Codziennie przez 2 miesiące filmowaliśmy co najmniej przez 2,5 godziny. Kupiliśmy specjalne urządzenie – przyssawkę (Manfrotto Magic Arm), wykorzystywaną w kinematografii i montowaliśmy kamerę w różnych miejscach samochodu: w oknie kierowcy, pasażera, tylnym, a potem filmowaliśmy trasę – mówi pan Szymon. W przerwach na trasie również filmowaliśmy różnego rodzaju interakcje wokół infrastruktury wspomagającej podróż.
Nie brakowało przygód. - Na pustyni Karakorum w Turkmenistanie spaliśmy na pustyni. Pewnej nocy ugryzł mnie pająk, na szczęście to nie była czarna wdowa. Obudziłem się rano, miałem rękę spuchniętą. Lekarz powiedział jednak, że nie ma zakażenia i będę żył – wspomina pan Szymon.

Niezapomniany był też przejazd przez granicę kazachsko-uzbecka w 40-stopniowym upale. - Na granicy stoi się w zasiekach z drutu kolczastego, bez wody, dostępu toalety – obraz przypomina trochę obóz koncentracyjny. Czeka się tylko na łaskę strażników. My mieliśmy szczęście, bo w czasie naszej wyprawy odbywał się rajd samochodowy Mongol Rally, który rozpoczyna się w Europie a kończy w Ułan Bator w Mongolii. Na granicy poznaliśmy pewnych Amerykanów i dzięki ich umiejętnościom negocjacyjnym granicę przejechaliśmy w 8 godzin zamiast kilku dni – mówi pan Szymon.

W połowie projektu postanowili pojechać pociągiem z Kazachstanu do Chin. - Pociąg jedzie 40 godzin, nie ma klimatyzacji, jest gorąco, przejeżdża się przez góry, które mają 5 tys. metrów. Ciekawe było to, że przez 7 dni nie spotkaliśmy tam ani jednego turystę. Dojechaliśmy do północnej części Chin w Xinjiang mieście Urumchi, gdzie najłatwiej dostać się pociągiem z Kazachstanu. Krajobraz jest nieziemski - na południu widzimy np. góry, którego głównym szczytem jest K2. Uderza to, że przyjeżdżamy pociągiem radzieckim z lat 50., poznajemy obcą kulturę, za grosze jemy smażone karaluchy, które smakują jak orzeszki ziemne – mówi pan Szymon.

Jednak to nie były jedyne „lokalne smakołyki”, których próbowali. Skosztowali też smażonych koników polnych, węży, ośmiornic, czy płaszczek. - Z lokalnymi ludźmi trudno było nam się porozumieć w języku angielskim, a nawet migowym. Mieliśmy jednak szczęście, bo w pociągu poznaliśmy profesora z Tybetu, wykładowcę medycynę tybetańskiej i chińskiej, który wykłada m.in. na Harvardzie. Sam praktykuję buddyzm tybetański, więc złapaliśmy z nim wspólny język i mieliśmy go za przewodnika w Chinach – wspomina pan Szymon. Dzięki profesorowi pojechali m.in. nad „Niebiańskie jezioro” w kraterze wulkanu, a nawet pili lokalne wódki z robotnikami, którzy budowali miasto w prowincji Xinjiang. 

Grupę podróżników zdziwiło także to, że np. w Turkmenistanie nie mogli kupić diesla na stacjach benzynowych. - Przykre było to, że człowiek musiał przejechać 3 tys. km i nie mógł nic wlać do baku. Diesel kupiliśmy dopiero na wsi w... garażu. Szokiem było dla nas to, że benzyna kosztuje tam mniej niż 50 groszy za litr. Potem okazuje się szokiem powrót na Zachód i zderzenie się tamtejszymi cenami – mówi pan Szymon.

- Poza tym w Uzbekistanie i Turkmenistan musieliśmy wynająć przewodnika – rządowego szpicla, który pilnował nas, żebyśmy nie fotografowali i filmowali czego, co źle mogłoby świadczyć o tutejszym rządzie. Przewodnik okazał się potrzebny, bo bez niego nie kupiliśmy diesla – dodaje pan Szymon, dla którego 50-dniowa podróż była prawdziwą szkołą życia.

- To była prawdziwa szkoła życia. Jako ułożony człowiek w czasie naszej wyprawy zrozumiałem, że trzeba kląć po rosyjsku, krzyczeć na strażników. Nie można godzić się na mandaty, które wlepiają na każdym kroku. Innym razem trzeba powiedzieć, co się myśli policjantowi. Wtedy on zaczyna się śmiać, klepie po plecach i traktuje jak swojego. Trzeba walczyć o swoje – mówi pan Szymon.

W ramach projektu badawczego powstanie instalacja – wideo, fotograficzna i konceptualna – przedmiot, rzeźba w ujęciu współczesnym, wykresy i grafy, które były tworzone podczas podróży na pewno staną się ważnym elementem wystawowym. Będą też wystawy: w grudniu tego roku w New Delhi w Indiach, w przyszłym roku w Genewie w siedzibie ONZ, a następnie w innych krajach: Anglii, Niemczech, Polsce, czy w Turkmenistanie. Podróżnicy napiszą też książkę do dwóch lat.

Zobacz też:

Rozbitkowie w kolumbijskiej dżungli! FOTO

Polub nas na Facebooku

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zory.naszemiasto.pl Nasze Miasto