MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Umarł na chodniku

Barbara Kubica, Agnieszka Barzycka
Agnieszka Gerej, sprzedawczyni z pobliskiego sklepu też dzwoniła na pogotowie.
Agnieszka Gerej, sprzedawczyni z pobliskiego sklepu też dzwoniła na pogotowie.
Piechotą mieliby kilka minut, ten człowiek mógł żyć - nie kryją zbulwersowania świadkowie z osiedla Ks. Władysława. Do zdarzenia doszło tam wczoraj po godzinie 6.

Piechotą mieliby kilka minut, ten człowiek mógł żyć - nie kryją zbulwersowania świadkowie z osiedla Ks. Władysława.

Do zdarzenia doszło tam wczoraj po godzinie 6.00 72-letni mężczyzna wyszedł rano do pobliskiego sklepu po bułki. Zasłabł na chodniku. Leżącego mężczyznę zauważyła sprzedawczyni z osiedlowego warzywniaka.

- Jeden z klientów powiedział mi, że przed kioskiem leży starszy pan. Zobaczyłam go przez okno. Od razu zadzwoniłam po pogotowie - mówi Izabela Marcinkowska.

Dyspozytorka odebrała zgłoszenie o godz. 6.39. Ale zespół pogotowia ratunkowego (którego siedziba mieści się w odległości kilkaset metrów od wspomnianego sklepiku) dotarł na miejsce wezwania dopiero o 7.07! Mężczyzna już nie żył.

Dlaczego pokonanie kilkuset metrów zajęło karetce pół godziny?

Przyjmująca zgłoszenie dyspozytorka wypytywała sprzedawczynię przez telefon, czy od mężczyzny nie czuć alkoholu. Prawdopodobnie sądziła, że może być pijany. Zamiast od razu wysłać karetkę, najpierw o całej sprawie powiadomiła więc policję.

- Gdy patrol przybył na miejsce wezwania, nie było tam jeszcze pogotowia. Policjanci jeszcze raz zadzwonili pod numer alarmowy i dopiero wtedy pojawiła się karetka - mówi aspirant Jerzy Brzęczek z żorskiej policji.

Mieszkańcy osiedla są oburzeni. - Jak można pozwolić człowiekowi umrzeć na drodze? Na miejscu zebrało się kilkanaście osób.

Wszyscy byli wściekli i zastanawiali się, czemu karetki tak długo nie ma - mówi Agnieszka Gerej, sprzedawczyni z pobliskiego sklepu, która także próbowała dodzwonić się na pogotowie.

Dyspozytorka, która przyjmowała zgłoszenie, została wczoraj zawieszona w obowiązkach. Skończyła pracę o godz. 7. O całym zdarzeniu dowiedziała się dopiero w domu - zadzwonił do niej dyrektor szpitala. Nie udało nam się z nią porozmawiać.

Nie była w stanie rozmawiać nawet ze swoimi przełożonymi, została wezwana na poniedziałek do przedstawienia swojej wersji wydarzeń.

- Jej działanie jest karygodne. Odsunęliśmy ją od pracy w dyspozytorni do czasu wyjaśnienia całej sprawy - mówi Katarzyna Siemieniec, prezes Miejskich Zakładów Opieki Zdrowotnej, któremu podlega pogotowie. - Prawdopodobnie będzie teraz jeździła jedną z erek jako pielęgniarka - dodaje Witold Nowak, szef pogotowia, bezpośredni przełożony kobiety.

Dyspozytorka pracowała w szpitalu od kilkunastu lat. - Jestem załamana, nie wiem czemu koleżanka się tak zachowała. Zawsze była wzorową pracownicą - mówi Alicja Chmura, inna pracownica pogotowia.

Nie wiadomo na razie, czy sprawą zajmie się prokuratura. - Otrzymaliśmy zgłoszenie z policji. Odstąpiliśmy jednak od wydania decyzji o przeprowadzeniu sekcji zwłok, bo z naszych informacji wynika, że był to zgon naturalny. Mężczyzna zmarł na zawał serca - mówi prokurator Leszek Urbańczyk, szef Prokuratury Rejonowej w Żorach. - Do tej pory nie otrzymaliśmy oficjalnej skargi na działanie dyspozytorki, więc śledztwa na razie nie wszczynamy - dodaje.

O przeprowadzenie sekcji zwłok Eugeniusza O. będzie wnioskowała dyrekcja żorskiego szpitala.

- Chcemy wiedzieć, czy gdyby karetka przyjechała szybciej, pacjenta dałoby się uratować - mówi Witold Nowak.

od 7 lat
Wideo

Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zory.naszemiasto.pl Nasze Miasto