Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Robert Kuś serwuje potrawy, przywodzące na myśl smaki dzieciństwa [ZDJĘCIA]

Katarzyna Śleziona-Kołek
Robert Kuś od 14 lat prowadzi Dom Przyjęć Ro-Jo. Serwuje w nim potrawy, przywodzące na myśl smaki dzieciństwa. Kontynuujemy rubrykę „Najlepsi rzemieślnicy”, współtworzoną z Cechem Rzemiosł Różnych w Żorach. Zdjęcia: archiwum prywatne i Cech Rzemiosł Różnych w Żorach

Robert Kuś serwuje potrawy, przywodzące na myśl smaki dzieciństwa [ZDJĘCIA]

Działamy już 30 lat na rynku

Wszystko zaczęło się od rodziców pana Roberta, Cecylii i Alojzego. W Świerklanach przy ul. Ligonia 26 zbudowano dom, a małżonkowie postanowili spróbować swoich sił w branży restauracyjnej. Tak powstał Zakład Gastronomiczny Kuś Cecylia. - Tata pracował wówczas na kopalni, ale w międzyczasie razem z mamą robili kurs kucharza. Tata lubił gotować, więc zachęcił do tego i mamy, i tak wyszło z biznesem – wspomina Robert Kuś, który do dzisiaj wspomina najlepszą pod słońcem wątróbka z cebulką i bitki wieprzowe z sosem w wykonaniu swojej mamy. Dzisiaj w jego lokalu Ro-Jo nie brakuje bitek wieprzowych, których smak z dzieciństwa próbuje odtwarzać, a udaje się z wielkim sukcesem. - Wtedy bitki podawano z ziemniakami, a teraz ja serwuję je gościom z kopytkami – dodaje pan Robert.

Do lokalu rodziców pana Roberta zaczęły ściągać tłumy. W dzisiejszej starej już części lokalu – wielkości ok. 100 m kw. powierzchni, urządzano wiele uroczystości, w tym głównie wesela, różnego rodzaju jubileusze.

Chciałem być mechanikiem

W drugiej klasie szkoły podstawowej pan Robert zaczął pracować jako kelner w zakładzie gastronomicznym swoich rodziców. - Chętnie kelnerowałem, pomagałem rodzicom. Wiedziałem, że zawsze może wpaść do kieszeni parę groszy. Poza tym lubiłem kontakt z ludźmi, coś tam starałem się zagadywać gości. Taka praca „kręciła mnie” - wspomina Robert Kuś.

Kończąc klasę ósmą podstawówki, postanowił jednak zostać mechanikiem. - Pomyślałem sobie, że jak teraz tak długo siedzę w lokalu, to gdy zacznę uczyć się za kucharza, to stamtąd nigdy nie wyjdę i będzie brakować czasu na inne rozrywki. Zacząłem więc uczyć się za mechanika w Boryni, jeszcze w wakacje, kiedy szkoła nie zaczęła się – dodaje pan Robert.

Po czterech tygodniach wyleczył się jednak z tego fachu. - Po miesiącu praktyki szef zapytał się mnie, czy reflektuję i chcę zostać w warsztacie, czy może nie zechcę pomóc rodzicom w interesie restauracyjnym. Wybrałem tą drugą opcję zważywszy jeszcze na to, że podczas praktyki łatwo nie było. Dostałem do naprawy malucha z zabetonowaną podłogą. Całe dnie skuwałem beton, rozkręcałem śruby. Taka praca nie sprawiała mi do końca satysfakcji – mówi pan Robert.

Jego starszy brat Ryszard nie poszedł w jego ślady. Został malarzem-tapeciarzem, choć po wojsku na krótko podjął się pracy w zakładzie rodziców.

CZYTAJ TAKŻE: Inni najlepsi rzemieślnicy Żor [INFO i ZDJĘCIA]

Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco z informacjami!

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Pamiętamy smak pączków i sernika

Pan Robert postanowił iść w ślady rodziców, więc zaczął uczyć się najpierw za ciastkarza, bo wówczas nie było szansy kształcić się w innym zawodzie. Pierwszy rok uczył się w Rybniku, a potem - dwa kolejne lata w Żorach. Tak uzyskał dyplom czeladnika, a potem mistrza cukiernictwa. Po skończeniu szkoły otworzył małą cukiernię przy zakładzie gastronomicznym swoich rodziców. - Sprzedawało się mnóstwo kołaczyków, różnego rodzaju ciasta - rozwoziłem je po sklepach. Specjalnością cukierni był sernik z rodzynkami, różnymi bakaliami, o tajemnej recepturze, a w sezonie – także np. pączki z nadzieniem różanym, czy marmoladą – te smakowitości sprzedawały się jak świeże bułeczki. Ludzie mówili: „Idź do Kusia po pączki i kup pacynek chleba, aby coś jeszcze zrobić z tą marmoladą. Tak było na bogato – opowiada Robert Kuś, który cukiernię prowadził sześć lat. Gdy zamknął interes, zaczął szefować w zakładzie gastronomicznym rodziców.

Trzeba zmieniać się cały czas

Pan Robert od początku postawił na rozbudowę i remont lokalu. Tak urodził się Dom Przyjęć Ro-Jo w Świerklanach (od pierwszych liter: Ro – Robert i Jo – Joanna, imię żony pana Roberta). Pani Joanna zajmuje się m.in. aranżacją sal i pomaga w prowadzeniu rodzinnego biznesu.

- Zrobiliśmy całkowity remont kuchni, aby zachować proces technologiczny, zmieniliśmy sprzęt w lokalu. Od zeszłego roku funkcjonuje już nowa część lokalu – o wielkości ok. 160 m kw. powierzchni. Jednak to nie koniec zmian. Starą część planujemy wyburzyć i zbudować ją na nowo tak, aby można ją było połączyć z nową salą. Chciałbym, tak jak jest obecnie, urządzać w obu salach dwie imprezy naraz, a w przypadku dużych uroczystości – jedną imprezę prowadzić w obu pomieszczeniach. To jednak plany na najbliższe lata. Jak uzbieramy więcej oszczędności, to ruszymy z przebudową. Nie chcemy pchać się w jakieś spore kredyty – opowiada restaurator.
Zeszłoroczna inwestycja rodziła się w bólach. - Wydaliśmy na to setki tysięcy złotych. Nawet wątpiłem, czy uda się to wszystko wykończyć. Udało się jedynie uzyskać dofinansowanie na utworzenie nowych stanowisk pracy – dodaje.

Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco z informacjami!

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Córki pójdą w moje ślady?

Jaki jest największy sukces pana Roberta? - Korzystam z doświadczeń mamy, choć próbuję i sam coś wymyślić. Mamy ciekawe zestawy pater: męską – trochę na tłusto: z golonką, karczkiem, żeberkami, schabem oraz damską – jest więcej drobiu np. devolaye. Obie patery podajemy na dużych paterach, a nie na „drzewach” – mówi pan Robert.

Wszystko wskazuje na to, że już 18-letnia córka pana Roberta – Natalia pójdzie w ślady taty. - Córka uczy się w zawodzie, kelneruje, pomaga w kuchni – opowiada dumny tata. Młodsza, 15-letnia córka Julia stara się robić wypieki, ale nie podjęła jeszcze decyzji, co chce robić w przyszłości. - Gdy była dzieckiem mówiła, że będzie cukierniczką i będzie tacie pomagać – wspomina pan Robert, który mówi otwarcie, że chciałby, aby córki przejęły fach po nim.

Co jest najważniejsze w branży restauracyjnej – zdaniem pana Roberta? - Jeśli klient wraca, poleca nas pocztą pantoflową innym, jeśli chwali jedzenie. Mnie samemu gotowanie oczywiście sprawia olbrzymią przyjemność, a przy takich słowach aż chce się żyć i pracować – mówi pan Robert.

Jednak wracam do samochodów

Poza restauracją pan Robert powoli wraca do mechaniki, którą w młodzieńczym wieku przekreślił na rzecz pracy cukiernika i kucharza – w fachu w którym też później wykształcił się. - Może brakuje czasu, ale obecnie odrestaurowuję starego dużego fiata w kolorze białym. Robię go na zabytek - może nie jeździ i jest cały rozebrany, ale będzie jeździć – mówi restaurator, który także jest społecznikiem. Udziela się w Cechu Rzemiosł Różnych w Żorach - jest w zarządzie, wspiera finansowo dzieci w szkołach, domy pomocy społecznej, organizuje różne paczki np. świąteczne.

Jego firma ma wiele nagród na koncie, w tym m.in.: tytuł Firma z Jakością, brązowy medali za długoletnią służbę w rzemiośle, różne certyfikaty potwierdzające wysoką jakość świadczonych usług.

Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco z informacjami!

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zory.naszemiasto.pl Nasze Miasto