Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zbigniew Sas: W wieku 50 lat zacząłem wspinać się po górach [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

Katarzyna Śleziona-Kołek
Zbigniew Sas to kolejny bohater naszego cyklu artykułów „Najlepsi rzemieślnicy w Żorach”, współtworzoną przez Cech Rzemiosł w Żorach. Na co dzień pracuje jako instalator. Jego wielką pasją są góry. W wieku 30 lat pierwszy raz pojechał do Zakopanego, potem zrobił kurs taternika i rozpoczął przygodę z turystyką wysokogórską. Wspinaczki zasmakował dopiero w wieku 50 lat. Jego marzeniem jest wejść na jeden ze szczytów Pamiru, Piku Korżeniewskiej (7105 m n.p.m.). Pierwsze nieudane podejście miało miejsce w 2008 roku. Zdjęcia: archiwum prywatne

Zbigniew Sas: W wieku 50 lat zacząłem wspinać się po górach [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

Pracowałem w spółdzielni

Zbigniew Sas urodził się w Kłodzku, wychowywał w Katowicach, gdzie ukończył szkołę zawodową o specjalności instalacje sanitarne. Do Żor sprowadził się za mieszkaniem, które otrzymał na os. Księcia Władysława po dwóch miesiącach pracy w spółdzielni mieszkaniowej. To było w 1976 roku.

W spółdzielni był konserwatorem i zajmował się naprawami instalatorskimi. - Usuwałem usterki po Fadomie. Najczęściej psuło się centralne ogrzewanie, a pompy strumieniowe trudno było wyregulować, ale na tym się „wypraktykowałem” - opowiada Zbigniew Sas.

Miałem kontrakt w dalekiej Rosji

Końcem marca 1980 r. wyjechał na kontrakt do Rosji. - Robiliśmy rurociąg surgucki na północy kraju. Wytrzymałem tam 10 miesięcy. Tęskniłem za rodziną, poza tym było tam przeraźliwie zimno. Kiedy spadł deszcz, to buty gubiło się w błocie. Spychaczami nas dowozili na teren budowy, a potem samochodami terenowymi typu Łada przez bagna na stanowisko pracy. W kontenerach, gdzie mieszkaliśmy, dało się spać, ale to była prawdziwa szkoła życia - mówi Zbigniew Sas. Na terenie budowy pracowali sami Polacy, a robotę odbierali Rosjanie. Koparki wykopywały ziemię i potem, aby schować rurę do wykopu, pojawiał się kłopot - woda momentalnie napływała. Wypalałem otwór w rurze, pompowałem do niej wodę i zatapiałem ją w wykopie - opowiada pan Zbigniew. Za swoją robotę otrzymywał bony towarowe.

CZYTAJ TAKŻE: Inni najlepsi rzemieślnicy Żor [INFO i ZDJĘCIA]

Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco z informacjami!

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Jestem na własnym garnuszku

Później pracował przy budowie elektrowni w Żarnowcu i postanowił poszukać pracy we Francji, a przy okazji odnaleźć dziadka. Udało się go namierzyć, ale krewny już nie żył. Pracy nie udało się znaleźć. Instalator wrócił do Żor.

Pracę na własny rachunek rozpoczął w 1986 r. - Robiłem gaz na Kleszczówce i w efekcie domina sąsiad od sąsiada dowiadywał się o tym, a ja miałem zlecenia. Wymieniałem kotły, robiłem centralne ogrzewanie, wszystkie instalacje. Na usługi jeździłem syrenką w kolorze kości słoniowej. Ładowałem do auta butle, palniki i klucze, i jechałem w teren. Od 1996 r. zacząłem robić instalacje w zasobach Zarządu Budynków Miejskich w Żorach. Rok temu robiłem instalacje w mieszkaniach socjalnych przy ul. Kolejowej - mówi pan Zbigniew, którego zdaniem przyszłością jest fotowoltaika. To dziedzina nauki, zajmująca się przetwarzaniem światła słonecznego na energię elektryczną. - Przyszłością jest fotowoltaika - mam takie zgłoszenia od klientów prywatnych. Marzy mi się stworzenie farmy fotowoltaicznej 100-kilowatowej. U klientów prywatnych opłaca się robić instalacje do 40 kilowatów. Dzięki temu produkujemy prąd i za pomocą falownika możemy go sprzedawać, a w nocy - gdy nie ma światła - możemy go też pobierać - mówi pan Zbigniew.

Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco z informacjami!

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Dosyć późno pokochałem góry

Pan Zbigniew kocha góry. Pierwszy raz pojechał do Zakopanego, gdy miał 30 lat. - Dużo chodziłem po górach, m.in. po Orlej Perci, ale to mi nie wystarczało. Przeszedłem całe Tatry, wszystkie polskie szlaki, a najwięcej razy byłem na Słowacji - mówi pan Zbigniew. Później poznał himalaistę, Andrzeja Machnika, dzięki któremu zrobił kursy taternickie. To było w 2000 r. Osiem lat później pojechał z grupą pasjonatów z Jastrzębskiego Klubu Wysokogórskiego i z Katowic w góry Pamiru, a celem było zdobycie Piku Somoni (7495 m n.p.m.) i Piku Korżeniewskiej (7105 m n.p.p.m.). Wtedy w górach zaginął żorzanin, Krzysztof Apanasewicz, który najprawdopodobniej spadł z grani w przepaść na zachodniej ścianie Piku Korżeniewskiej. - Zatrzymaliśmy się na 6100 m, na 6300 m był ostatni obóz, ale musieliśmy zrezygnować. Myślę jednak, że tam jeszcze kiedyś wrócę. To mój cel na przyszłość - dodaje pan Zbigniew.

30 - lat na rynku działa firma Zbigniewa Sasa. Obecnie zatrudnia czterech pracowników. Wyszkolił ok. 30 pracowników. Pan Zbigniew ma córkę Katarzynę i dwójkę wnuków - 9-letniego Szymona i 3-letniego Jakuba. Pan Zbigniew uwielbia góry. W każdą środę trenuje, wchodząc pieszo lub na nartach na beskidzkie szczyty. Do tego dochodzi też m.in. trening na ściance w Pawłowicach.

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zory.naszemiasto.pl Nasze Miasto